Festiwal Dobrego Smaku: to już ostatni dzień!

Tłumy gości spacerują powolutku po terenie festiwalu – i jedzą. A ci, którzy nie jedzą – oglądają i próbują wszystkich nowych i niezwykłych smaków.
– Gruzińska kuchnia nas urzekła, ale my w ogóle lubimy baraninę po pobycie w Maroku – opowiadają Maria i Stanisław Sadowscy, rodowici poznaniacy, ale lubiący kulinarne nowinki, jak o sobie mówią. – Spróļowaliśmy chyba wszystkiego, bardzo nam smakowały…. hm, to chyba rodzaj pierogów? Z nadzieniem z baraniny i czosnku, coś wspaniałego, ale nie powtórzymy nazwy po gruzińsku…

Dużym zainteresowaniem cieszyła się też kuchnia… Sheratona. Co prawda poznański hotel jest jednym z wielu w międzynarodowej sieci, ale jego szefowie są bardzo otwarci na specjały regionalne. Kto nie próbował wyśmienitej wieprzowiny złotnickiej z ziemniaczkami, kapustą i rewelacyjnym sosem autorstwa mistrzów kuchni z Sheratona – dużo stracił! Szefowie kuchni zdradzili też kilka sekretów przyrządzenia tych pysznych dań podczas kilku kulinarnych pokazów, jakie przeprowadzili w sobotę i w niedzielę. Oj, warto było pilnować sceny!

Konkret konkretem, ale słodycze to też ważna część posiłku – no, zwłaszcza od święta, a przecież VIII Ogólnopolski festiwal Dobrego Smaku z pewnością jest świętem… W tej dziedzinie bezkonkurencyjne były tureckie słodycze z ciasta filo z przeróżnymi nadzieniami na stoisku “Ottomańskiej Pokusy”. Tylko w pierwszy dzień festiwalu, i to na początku, nie trzeba było stać w kolejce, by kupić rozpływające się w ustach ciastka!

– Ja nie lubię kulinarnych eksperymentów, wolę takie typowe jedzenie, schabowy, te klimaty – śmieje się Błażej Janicki. – Przyszedłem tu właściwie do towarzystwa, bo moja dziewczyna Magda bardzo lubi gotować. Ale namówiła mnie na spróbowanie tego ciastka i wpadłem! Pycha! Szkoda, że u nas właściwie nie da się takiego upiec.
Magdzie z kolei najbardziej podobały się pokazy na scenie głównej.
– Można było podejrzeć wiele takich małych sposobów, których nie podają w książkach kucharskich – wyjaśnia. – Nie jestem bardzo doświadczona kucharką i czasami nie wiem, jak zrobić to czy tamto. Teraz na przykład na pokazach tej pani z Kruszynian, Dżenetty Bogdanowicz, zobaczyłam, co trzeba zrobić, żeby ciasto makaronowe było takie cienkie i równe, myślałam, że wystarczy je rozwałkować, a tu proszę… Na pewno w przyszłym roku zapiszę się na jakieś warsztaty, bo widzę, że warto.

Ogromnym zainteresowaniem cieszyły się regionalne alkohole i – co jest pewną nowością w polskich obyczajach – ludzie przychodzili nie tylko po to, żeby się napić, ale także, a może nawet przede wszystkim, żeby porozmawiać o danym winie czy piwie, dowiedzieć się, skąd pochodzi i jak się je robi. W efekcie wieczorami na Starym Rynku było wielu rozradowanych ludzi, ale pijanych znacznie mniej…

Jednak byli i tacy miłośnicy dobrych smaków, którzy mieli pewne zastrzeżenia.
– Stary Rynek jest już za mały na ten festiwal – uważa Mirek Patryniak, domorosły kucharz z Poznania, jak siebie nazywa. – No i na tej nawierzchni można się zabić. Jak się tylko chodzi i ogląda to pół biedy, ale kiedy się je czy pije to naprawdę jest problem. No i przepychanie się między tymi straganami też nie jest wygodne, one stoją za gęsto. Czy naprawdę nie można tego zrobić na placu Wolności na przykład? Tam jest więcej miejsca, równa nawierzchnia, no i siedzący w ogródkach kawiarnianych nie mieliby przed nosem budek gastronomicznych, to nie jest zbyt ciekawy widok.

Cóż, z pewnością impreza się rozrosła i może warto pomyśleć o przestronniejszej lokalizacji – a plac Wolności jest tylko o kilka kroków od Starego Rynku…