Na to, żeby obejrzeć wszystko, trzeba sobie zarezerwować kilka godzin, a jeśli się chce skorzystać z oferowanych tu usług, wróżb, horoskopu czy tarota albo wziąć udział w prelekcjach – to jeszcze więcej. I bez względu na upodobania – każdy na pewno znajdzie coś dla siebie.

Wchodzących wita stoisko z… owocowymi winami, ale są to wina ekologiczne, więc nie mają nic wspólnego z trunkami zwanymi prześmiewczo “Łzy sołtysa” i produkowanymi z owoców, ale ze sporym dodatkiem chemicznych polepszaczy.
– Bardzo są smaczne, bardzo – zachwala pani Anna Komarnicka. – Zwłaszcza to wiśniowe, mojej mamy smakowało bardzo podobnie, co to było za wino…

Smakosze mogą także spróbować serów krowich, owczych i kozich o różnych smakach i różnym stopniu dojrzałości, miodów z całej Polski od lekkich lipowych z Wielkopolski po gryczane z Podkarpacia. Są też soki tłoczone z owoców i warzyw, kilkanaście rodzajów olejów od rydzowego po lniany, no powidła oraz konfitury, w dodatku można ich spróbować na miejscu.

Preferujący nieco inne aromaty z pewnością przyciągną zapachy ze stoiska “Kosmetyki z doliny róż”, gdzie są olejki, mydełka, sole do kąpieli, kremy, masła do ciała i wiele innych wspaniałości pachnących najlepszymi różanymi aromatami prosto z Bułgarii. Warto zwrócić uwagę zwłaszcza na mydełka. Każde z nich kryje pewien sekret…
– Proszę zwrócić uwagę – mówi pani Karolina z “Kosmetyków z doliny róż”, która wie o nich wszystko. – Każde z nich pachnie inaczej, bo w każdym jest olejek z innej odmiany róży.

I rzeczywiście! Każde ma nieco inny odcień zapachu do złudzenia przypominający różany ogród w ciepły letni dzień. A obok leżą mydła o zapachu bzu, cynamonu, drewna sandałowego i wiele, wiele innych. Pani Karolina kusi też kosmetykami do twarzy i ciała.
– Są doskonałe zwłaszcza dla skóry wrażliwej albo alergicznej – wyjaśnia.

Jednak kiedy tylko uda się wyrwać z objęć różanego aromatu, natychmiast wpada się w następną zapachową pułapkę – tym razem lawendową. To stoisko “Lawendowych Zdrojów”, czyli plantacji lawendy z Pakszyna pod Czerniejewem, pełne saszetek z suszoną lawendą i butelek z wodą lawendową. Był też olejek lawendowy.
– Już się nam skończył, następny będzie dopiero latem, po zbiorach – ubolewa Paulina Michalska. – Ale woda lawendowa, jeśli chodzi o pielęgnację skóry, w zupełności wystarczy.

Gdyby jednak woda nie wystarczyła, to zawsze można wybrać sobie lawendową sól do kąpieli albo suszone kwiaty do zaparzania też do kąpieli. I co ciekawe, jest tak samo aromatyczna jak francuska, chociaż w chłodniejszym klimacie można by się było spodziewać, że będzie miała mniej olejków eterycznych. Ale nie, ponieważ jak wyjaśnia pani Paulina, lawenda z Pakszyna to lawenda lekarska, inna odmiana niż we Francji. Jest odporna na polską zimę, ale ma nieco inny aromat i kolor, chociaż pewnie różnicę zauważy tylko specjalista…

Nieco dalej zaczyna się prawdziwe królestwo pluszaków wszelkich kolorów i rozmiarów: od lalek w kapeluszach doskonałych do ubierania aż po kotki i pieski, które wspaniale sprawdzą się jako przytulanki. Dalej wiszą ręcznie malowane jedwabne szale, nie brakuje też cudnej, ręcznie robionej biżuterii i oryginalnych torebek. A jeszcze dalej zaczyna się królestwo magii: można skorzystać z mocy Zdzisławy Wawrzyniak, dyplomowanej uzdrowicielki, Mieczysław Bartnik leczy mocą Huna, a Katarzyna Martyniec wie wszystko o leczniczej mocy muzyki mis i gongów tybetańskich – podczas festiwalu można wziąć udział w prelekcji i pokazie.

Warto też zajrzeć na wystawę towarzyszącą festiwalowi “Rękodzieło sprzed 1000 lat” i “Modele kolekcjonerskie” z kultowymi zestawami miniaturowych pociągów – i zobaczyć jeszcze całe mnóstwo rzeczy, które kuszą podczas obu imprez. Na szczęście, jeśli ktoś nie zdąży w jeden dzień, zawsze może się tu wybrać także i w niedzielę, od 10 do 18.