– Idealny model biznesowy w branży modowej to zero waste, który nie stosuje surowców naturalnych, tylko wtórne. Bardzo dobry jakościowo i przez to drogi, w związku z czym konsumenci kupują te produkty rzadziej. I moim zdaniem w ciągu maksymalnie 20 lat dojdziemy właśnie do takiego modelu. Zmuszą nas do tego kwestie środowiskowe – prognozuje dr Magdalena Płonka, dyrektorka Międzynarodowej Szkoły Kostiumografii i Projektowania Ubioru w Warszawie. Jak podkreśla, marki z segmentu tzw. fast fashion już doskonale wiedzą, że ich formuła biznesowa się kończy. Dlatego w nadchodzących latach ten rynek czeka transformacja, bo szybka moda generuje dziś olbrzymie problemy społeczne i środowiskowe.
– Zrównoważona moda to temat niesamowicie ważny w tych czasach. Wielu ludzi nie zwraca uwagi na to, że moda to nie tylko ciuszki, jakieś trendy i magazyny, ale coś, co robimy codziennie. Zakładamy ubranie i nie zastanawiamy się, skąd ono jest, kto je zrobił, w jakich warunkach, jaki to ma wpływ etc. Tymczasem moda ma wiele skutków negatywnych dla społeczeństwa i środowiska: 92 mln ton odpadów rocznie i prawie 2 mln ton CO2 generuje właśnie przemysł modowy – mówi Roma Stachowicz z Fundacji Venture Café Warsaw
Według Fundacji Ellen MacArthur od 2000 roku globalna produkcja odzieży się podwoiła i tylko niecały 1 proc. zużytych w tym celu materiałów jest recyklingowany i przerabiany na nowe ubrania. Tymczasem branża modowa generuje olbrzymie problemy środowiskowe: zużywa ok. 93 mld m sześciennych wody rocznie (więcej niż cały przemysł spożywczy), przyczyniając się do problemów z jej niedoborem w niektórych regionach świata, i odpowiada za ok. 5 proc. wszystkich emisji gazów cieplarnianych. To więcej niż wszystkie loty międzynarodowe i żegluga morska razem wzięte. Globalny łańcuch dostaw jest zorganizowany w taki sposób, że przeciętny T-shirt pokonuje od 15 do nawet 50 tys. km, zanim zostanie sprzedany w sklepie, co oznacza, że równie dobrze mógłby okrążyć Ziemię.
Według agendy ONZ ds. wyżywienia i rolnictwa (FAO) na uprawy bawełny przypada 25 proc. światowego zużycia środków owadobójczych i 8–10 proc. zużycia nawozów sztucznych. Co więcej, żeby z surowej bawełny wyprodukować odzież, poddaje się ją serii zabiegów z użyciem nawet ok. 8 tys. różnych środków chemicznych, w tym m.in. barwników z zawartością metali ciężkich, wybielaczy na bazie chloru albo formaldehydu, aby zapobiegać gnieceniu się materiału. Szacuje się, że globalny przemysł tekstylny spuszcza do wód światowych od 40 do 50 tys. ton farby rocznie (raport „W kierunku odpowiedzialnej mody”, Polska Zielona Sieć). Kolejny problem to warunki pracy i wyzysk pracowników, w tym dzieci, w krajach takich jak Bangladesz czy Tajlandia. Sprzedawcy tanich ubrań wymagają coraz niższych cen i krótszych czasów dostaw od produkujących fabryk, co przyczynia się do pogorszenia już i tak bardzo złych warunków pracy.
– W Polsce branża odzieżowa dzieli się na marki fast fashion i marki bardziej lokalne, które produkują w kraju. Wśród tych drugich jest wiele marek autorskich, wręcz start-upowych, które rosną w siłę. Natomiast marki fast fashion doskonale wiedzą, że ta formuła biznesowa się kończy. Wielu ekspertów zakłada, że w ciągu dekady Ziemia nie będzie w stanie utrzymać takiego kapitalistycznego modelu produkcji ubrań. Dlatego wydaje się, że jesteśmy na początku transformacji i będziemy jeszcze za naszego pokolenia świadkami ogromnych zmian w modelu produkcji odzieży na całym świecie – mówi dr Magdalena Płonka.
Tak zwane fast fashion to trend, który ostatnimi laty sprawia, że wpływ branży modowej na środowisko jest jeszcze bardziej destrukcyjny. Polega na replikowaniu modnych projektantów i najnowszych trendów wybiegowych, masowej produkcji przy jak najniższym koszcie i dostarczaniu do sklepów, póki jest na nie popyt. Jednak – ponieważ trendy się zmieniają – ubrania są szybko zastępowane nowymi modelami, bo domy mody oferują nawet 18 kolekcji rocznie. Jak podaje Fundacja Ellen MacArthur, ponad połowa wyprodukowanych fast fashion jest zutylizowana w niecały rok.
Ubrania, do których produkcji wykorzystuje się ogromne ilości nieodnawialnych zasobów, są używane tylko przez krótki czas, po czym trafiają w większości na wysypisko albo do spalarni. Przykładowo w samej Wielkiej Brytanii w ten sposób kończy prawie 2 mln t używanej odzieży rocznie, co oznacza, że statystycznie każdy jej mieszkaniec wyrzuca w ciągu roku ok. 30 kg ubrań.
– Czy fast fashion wyjdzie z mody? To jest trudne i złożone pytanie. Trendy są obiecujące, aczkolwiek moim zdaniem tylko regulacje legislacyjne mogą sprawić, że cały ten rynek przejdzie do lamusa – mówi Kornelia Warecka, założycielka au revwear.
– Podejście marek modowych zmienia się na lepsze, jest na to duży nacisk ze strony konsumentów, NGO-sów i rządów. Ale to jest trudna rzecz, szczególnie dla marek, które bazują na modelu liniowym czy fast fashion, bo to jest kwestia zmiany produkcji, logistyki, dystrybucji. To wiąże się z dużymi kosztami, z zaaplikowaniem nowej technologii. Trzeba mierzyć rezultaty, aby przekonać się, że zrównoważony rozwój faktycznie jest opłacalny – zauważa Roma Stachowicz.
Zmiany w branży modowej wymuszają głównie konsumenci, którzy coraz częściej zwracają uwagę na to, jakie ubrania kupują, sprawdzają metki i interesują się strategią marki. Jak pokazał raport opracowany przez BCG i „Vogue’a” („Consumers’ Adaptation to Sustainability in Fashion”), w Polsce 75 proc. konsumentów deklaruje, że zrównoważony rozwój jest dla nich istotnym czynnikiem zakupowym. 59 proc. twierdzi, że wspiera marki włączające się w walkę na rzecz klimatu, a 40 proc. kupuje tzw. etyczną modę, czyli odzież i akcesoria ze zrównoważonej produkcji.
– Podejście marek modowych do mody zrównoważonej jest zróżnicowane, aczkolwiek wszystkie aspirują już do konceptu sustainability. Każdy wie, że wypada być odpowiedzialnym. Jedni robią to faktycznie, inni pozornie, ale sumaryczny efekt jest bardzo dobry: marki powoli zmieniają swoje strategie i podejście do produkcji odzieży, zmierzają bardziej w kierunku proekologicznym i proetycznym – mówi dr Magdalena Płonka.
Co ciekawe, z raportu „Vogue’a” i BCG wynika też, że w Polsce 66 proc. konsumentów jest skłonnych płacić więcej za tzw. etyczną modę. Jednak okazuje się, że te deklaracje nie zawsze mają pokrycie w rzeczywistości, bo 20-proc. wzrost ceny ekologicznych produktów przekłada się na 62-proc. spadek chęci ich zakupu.
Pozytywem jest natomiast fakt, że w trakcie pandemii COVID-19 polscy konsumenci zaczęli przychylniej odnosić się do dłuższego użytkowania elementów garderoby i dawania im nowego życia. Po jej zakończeniu aż 38 proc. postanowiło częściej zaopatrywać się w second handach.
– Ten rynek cały czas się rozwija, moda z drugiej ręki ma wielki potencjał i to właśnie ona jest przyszłością branży mody – wskazuje Kornelia Warecka. – Ten trend mody z drugiej ręki wpływa bardzo pozytywnie nie tylko na środowisko, ale i na zasobność naszych portfeli.
Newseria