Dominika Kulczyk o szczegółach kupna domu Marii Skłodowskiej-Curie

Dominika Kulczyk, Prezeska Kulczyk Foundation i Przewodnicząca Rady Nadzorczej Polenergii S.A., udzieliła wywiadu Annie J. Dudek, dziennikarce Wysokich Obcasów i Gazety Wyborczej. Przytaczamy najważniejsze fragmenty rozmowy.

 

O Siostrzeństwie Polsko-Ukraińskim: Mam poczucie, że dla kobiety relacja z drugą kobietą jest bardzo ważna. Chodzi o poczucie, że jestem częścią większej, wartościowej i treściwej całości – dla mnie to niezbędne jak tlen, którym oddychamy. Jasne, równie ważna jest miłość do dziecka czy głębokie relacje z mężczyzną, ale mam przekonanie, że połączenie z drugą kobietą jest niesamowicie istotne. Jeśli mogłam pomóc w tym, żeby kobiety połączyły siły pod jednym szyldem, we wspólnej i ważnej sprawie, na jasno określonych zasadach, to mam z tego satysfakcję. A o to właśnie chodzi w Siostrzeństwie. (…) Nazwę wymyśliła Olga Tokarczuk. I wydaje mi się, że Olga weszła w to od razu, bo poczuła to samo, co i ja: że my, baby, możemy zrobić więcej, kiedy robimy coś razem. Oprócz tego emocjonalnego poczucia, mamy też świadomość, że konkretne działanie, serce i głowa działające razem, po prostu się sprawdzają.

 

O sensie siostrzeństwa: Ciągle się uczę siostrzeństwa, bo do tej pory nie znałam jego głębszego sensu. Tego, że z kobietami można tworzyć jedność. Po prostu wcześniej tego nie doświadczyłam. Nie wychowałam się otoczona kobietami, mam tego duży głód. Czuję, że tak czuje wiele z nas. Czuje, że przerwano nasze połączenie. Strumienie naszej kobiecej energii odłączyły się od siebie, przestały tworzyć wspólny nurt. Kiedyś kobiety były splecione w codziennych rytuałach jak warkocz, razem piekły chleb, wyszywały, plotły wianki. I zawsze czuwały nad tym, żeby być blisko siebie i dla siebie. W trakcie miesiączki poświęcały sobie czas, przyglądały się swojemu ciału, dawały sobie coś wzajemnie. A potem te menstruacje się synchronizowały. To zawsze w nas było, tylko o tym zapomniałyśmy. To jest dowód na to, że mamy pomiędzy sobą magiczną nić. Cieszmy się tym. Ja próbuję to robić.

 

O uchodźczyniach i uchodźcach z Ukrainy: Kiedy przyszła wojna i trzeba było otworzyć nasze serca oraz nasze drzwi, wszyscy zachowaliśmy się przyzwoicie. Zachwyciliśmy się swoją solidarnością – i dobrze. Byłam wzruszona, ale towarzyszyła mi też refleksja, że to minie. Tak zawsze dzieje się z miesiącem miodowym. Odwiedziłam wiele obozów dla uchodźczyń i uchodźców na świecie. Po pierwszej fali poruszenia i działania, wszyscy o tych ludziach zapominają. Trudno jest utrzymać zaangażowanie, a pomoc jest trudnym tematem. Dla wielu ludzi zbyt trudnym. (…) Konia z rzędem wszystkim tym, którzy przypomną sobie siebie sprzed kilku tygodni, kiedy jeździli po naszych przyjaciół z Ukrainy czy przywozili jedzenie dla nich, i nie czuli satysfakcji. Czuli – i to nic złego. Po co kategoryzować czy to dobre czy złe? Po pierwsze: nie szkodzić. Być w poczuciu, że robię tyle, ile jestem w stanie zrobić.

 

O pomaganiu: Byłam na wyjeździe z Rockefeller Foundation. Uczyliśmy się jak pomagać z głową i w taki sposób, by ta pomoc stanowiła inwestycję społeczną. Serce jest ważne, ale tu nie chodzi tylko o jego porywy. Tam zderzyliśmy się z twardą rzeczywistością. Jedna z fundacji w Ugandzie zajmowała się dziećmi, których rodzice będą odchodzić, bo są chorzy na AIDS. Część już umarła. Wiele dzieci także chorowało. Wszystko dotyczyło śmierci. (…) Zobaczyłam dom, który wielkie okna, od podłogi do sufitu, miał otwarte na oścież. W tym domu były tylko małe trumienki… Kiedy to ujrzałam, rozsypałam się. Wtedy zrozumiałam, że to wszystko będzie trudne. To, czy ktoś ma więcej czy mniej pieniędzy nie ma tu znaczenia. Jeśli ma serce i chce nim nawigować – to przeżywa wszystko tak samo. Dramat, ból, bezsilność drugiego człowieka. Ważne, żeby w tym wszystkim zadbać też o siebie. Nie zapomnieć, że sama będąc na skraju, nikomu nie pomożesz. A czy to, że mam więcej pieniędzy, sprawia, że mniej czuję?

 

O domu Marii Skłodowskiej-Curie: Nagle przychodzi wiadomość od współpracownika: dom Marii Skłodowskiej-Curie na sprzedaż. Grom z jasnego nieba. Myślę: to zadanie dla mnie. Maria: emigrantka, feministka, samodzielna matka. Przecież ja też tak mam. Tysiące kobiet mają tak samo. A mówimy o dwukrotnej noblistce, profesorce, wybitnej jednostce. To dzięki niej zaczął się rozwój współczesnej energetyki – jednego z filarów mojej dzisiejszej działalności. Tu nie ma przypadków. Od razu wzięliśmy się do roboty. Za dwa dni byłam tam, żeby obejrzeć dom. Podjeżdżam pod niego, wysiadam, a na spotkanie wychodzi kobieta, która wygląda jak moja babcia. Czy to się dzieje naprawdę? Witamy się i wpadamy sobie w ramiona. Po 10 minutach miałyśmy już wszystko wstępnie ustalone. Pozostały formalności. (…) Dom Siostrzeństwa to przestrzeń dla kobiet, pomysłów, przestrzeń do działania. Zadbałam, żeby to dziecko się urodziło, a teraz będziemy je wychowywać we wspólnocie. To babskie sprawy: nasze z Marią.