Bardzo, bardzo ostre żarcie – w Wielkim Żarciu!

Sama nazwa tego lokalu predestynuje go do urządzania ekstremalnych imprez związanych z jedzeniem, a ten bardzo pikantny konkurs miał być jedną z nich. Zawodnicy – zgłosiło się 21 osób, w tym jedna pani – musieli wykazać się wytrwałością w jedzeniu ostrej zupy, przy czym z tury na turę konkursu danie stawało się coraz bardziej pikantne. Zasady były proste – kto najdłużej wytrzyma, ten wygrywa.

Pierwsze trzy tury nie sprawiły większego problemu uczestnikom, chociaż po trzeciej kilka osób jednak zrezygnowało. Ale obyło się jeszcze bez dramatycznych doznań smakowych. Czwarta tura jednak sprawiła, że na placu boju pozostało już tylko trzech zawodników.
– Pierwsze trzy poziomy było bardzo smaczne – mówi Agnieszka Kluczyńska, jedyna startująca pani. – Ale czwarta to już był hardcore…

W czwartym etapie zostało już tylko trzech zawodników, a wysiłek związany z podniesieniem do ust i przełknięciem kolejnej łyżki piekielnie ostrej zupy wymagał olbrzymiego wysiłku. Było to wyraźnie widać na twarzach zawodników, ich grymasy były identyczne z tymi, które mają startujący w zawodach strong man… I jeśli wierzyć znawcom, jedzenie bardzo ostrych dań wymaga takiej właśnie siły i odporności. Bo pieczenie w przełyku to naprawdę drobiazg, zwłaszcza że nie czuje się go tak od razu – przy bardzo ostrych daniach to już nie pieczenie, ale ogromny ból żołądka, nasilający się przy każdym kolejnym kęsie. Zawodnik zaczyna się błyskawicznie pocić, z oczu płyną mu strugi łez, zaczynają boleć zatoki, a cały organizm reaguje na dostarczenie tak ekstremalnie ostrego jedzenie odrzuceniem go. I to w sensie dosłownym! Toaleta była oblężona przez zawodników, którzy przeliczyli się z siłami i musieli pozwolić na to, by jedzenie opuściło ich organizm z powrotem…

Na sali był obecny sanitariusz, którego obecność wielu z widzów traktowało jako rodzaj dowcipu, dodatek do konkursu. Ale po trzeciej rundzie okazało się, że jest naprawdę potrzebny, dwojąc się i trojąc w nalewaniu mleka zawodnikom, którzy zrezygnowali z dalszej walki. Bo to właśnie mleko najlepiej gasi uczucie bólu i pieczenia w żołądku.

Piąta runda to było jedzenie już wyłącznie na łyżki. Każdy z kandydatów łykał po zawartości jednej, a krzywili się przy tym straszliwie. Emocje rosły z sekundy na sekundę, bo każda kolejna łyżka była trudniejsza, a zawodników zostało już tylko dwóch. Mniej więcej w połowie porcji na placu boju pozostał jeden zawodnik, Krzysztof Nawrocki,  i to on okazał się zwycięzcą. Krzysztof Nawrocki zdobył puchar i cały zestaw pikantnych przypraw od sponsora konkursu. A zanim był w stanie odebrać nagrody, wypił przynajmniej z litr mleka…
– Najgorzej wcale nie było podczas jedzenia, jest dopiero teraz – powiedział po odebraniu nagród i pochłonięciu kolejnego litra mleka.

Zdobycie tytułu “Najostrzejszego twardziela w Poznaniu” nie było więc łatwe, choć z pewnością, jak wszystkie trudne do osiągnięcia zwycięstwa cieszy. Pewnie jednak przez dłuższy czas nikt z uczestników tego konkursu na ostre przyprawy nie będzie mógł nawet spojrzeć…